O krok szybciej od przeciwnika. Szermierka rozwija zmysł stratega – rozmowa z Kamilem Rząsą

Gorące, spragnione walki serce. Maska, za którą ukryta jest niejedna inspirująca historia. To w połączeniu z podkreślającym atuty sylwetki dopasowanym białym strojem czyni szermierkę dyscypliną elitarną, wyrafinowaną, elegancką – po prostu wyjątkową! Kamil Rząsa 15 lat temu spróbował swoich sił w jej paraolimpijskim wydaniu, ale nie zagrzał w niej na długo miejsca. Głód do tego sportu okazał się silniejszy i po ośmioletniej przerwie podjął decyzję o powrocie na planszę. Przebojem dołączył do kadry narodowej, pojechał na swój pierwszy Puchar Świata, gdzie nie miał równych sobie. Sukcesy, których przybywa z każdym sezonem, nie przewróciły mu jednak w głowie. Ten najcenniejszy w jego kolekcji krążek to brąz zdobyty w drużynowym turnieju szpady podczas igrzysk w Rio de Janeiro. Dobra dyspozycja w wieńczących paraolimpijskie kwalifikacje przyszłorocznych startach da mu realne szanse na powiększenie tego dorobku już w Tokio.

Paulina Królak: Eksperci związani ze środowiskiem szermierczym radzą, aby swoją przygodę z tą dyscypliną rozpocząć od szpady. Nasi Czytelnicy w tym momencie pewnie zadają sobie pytanie, dlaczego.

Kamil Rząsa: Szpada uczy szermierczych podstaw, które stanowią doskonałą bazę pod późniejsze treningi szabli czy floretu, mając przy tym dość proste i przejrzyste reguły. Dozwolone są w niej wszystkie chwyty: można wchodzić w tempo, zapalić „dubla”, gdy aparatura szermiercza zarejestruje trafienia obopólne, a przy tym jest bardzo taktyczna. To jedyna broń nieposiadająca konwencji, czyli stosowanych w trakcie walki umownych zasad, i na tym w zasadzie polega główna różnica. Brak konwencji w skrócie oznacza, że punkt przyznaje się temu zawodnikowi, który zadał trafienie jako pierwszy, a nie tak jak w przypadku szabli i floretu stronie, która decyzją sędziego w określonej akcji miała inicjatywę.

Szpada to broń, po którą zawodnicy sięgają najczęściej. Czy opierając się na wyuczonych schematach można osiągnąć w tym sporcie sukces, czy jednak potrzeba stale podnosić sobie poprzeczkę i poszukiwać nowych, skutecznych rozwiązań?

Schematyczne zagrania sprawdzają się na krótką metę, dlatego chcąc wybić się ponad przeciętność, należy ciągle poszerzać asortyment własnych akcji. Czasami można w to wszystko włączyć mały element nieprzewidywalnego szaleństwa. Jeżeli za każdym razem walczyłbym w identyczny sposób, to wystarczyłoby mnie nagrać i na podstawie zgromadzonego zapisu wideo zastosować kilka skutecznych przeciwdziałań. Podczas walki na planszy przez cały czas musisz mieć się na baczności i uważnie obserwować przeciwnika. Improwizacja to niezwykle przydatna cecha w tym sporcie. Trzeba cały czas kombinować, jak nie dać się zaskoczyć, bo nie wszystkie zagrania są wyuczone. Często, aby wykonać skuteczną akcję, należy podpuścić rywala i świadomie odsłonić pole trafienia, aby z zainicjowanej przez niego w dany obszar akcji wykonać przeciwakcję i zdobyć punkt. Jest to taka forma psychologicznej rozgrywki, która ma miejsce wówczas, gdy walczysz z przeciwnikiem na podobnym sprawnościowo poziomie. I właśnie wtedy najbardziej liczy się to, co masz w głowie.

Dla kogo jest szermierka?

Ciekawe pytanie, bo gdyby przy doborze zawodników trenerzy sugerowali się ściśle określonym zestawem cech, to mielibyśmy ekipę składającą się z samych mistrzów 🙂 W wyczynowym wydaniu tego sportu należy zwrócić szczególną uwagę na psychologiczne aspekty takie jak opanowanie czy odporność na stres. Szermierka to sport przeznaczony dla ludzi z charakterem, bystrych, spostrzegawczych i opanowanych, umiejących wykorzystać słabe strony przeciwnika, a jednocześnie potrafiących szybko wyciągać wnioski z popełnionych przez siebie błędów. Nie bez znaczenia są również fizyczne predyspozycje, takie jak szybkość, koordynacja i kondycja, choć trzeba mieć na uwadze, że o finalnym sukcesie na planszy w głównej mierze decyduje obrana przez nas strategia działania.

Do sukcesu nie ma drogi na skróty, on swoją sportową przyszłość skrupulatnie zaplanował. Fot. Yuka Fujita

Które z cech odgrywają w trakcie pojedynku nadrzędną rolę – fizyczne, a może raczej te natury psychologiczno-intelektualnej?

Według mnie powinno być to wypośrodkowane. Umysł musi współgrać z ciałem, bo jeżeli zawodnik wykona na wózku kawał fizycznej pracy, nie mając przy tym pomysłu na walkę, to myślący przeciwnik o porównywalnym poziomie sprawności nie powinien mieć problemu z rozpracowaniem go na planszy. Urodzonego czempiona cechują nieustępliwość, zadziorność, ambicja, wytrwałość w dążeniu do wyznaczonego celu oraz zmysł stratega. Jedna z tych cech oczywiście może okazać się dominującą, ale musi być ona poszerzona o zestaw dodatkowych cech składających się na kompletny obraz takiej osoby.

Ile w tym sporcie jest ciężkiej pracy, a ile szczęścia i przypadkowości?

Na poziomie profesjonalnym zdecydowanie nie ma miejsca na przypadkowość. Możemy mówić o przypadkowym jednym trafieniu będącym najczęściej wynikiem błędu jednej ze stron, który druga strona umiejętnie potrafiła wykorzystać. W taki sposób można zadać maksymalnie 1 lub 2 punktowane trafienia, zaś całą resztę trzeba wywalczyć.

O szermierce mówi się, że są to fizyczne szachy z przeciwnikiem, które od klasycznej wersji tej gry odróżnia tempo zaplanowanych zdarzeń. Czego uczy ten sport, jakie rozwija umiejętności?

To sport ogólnorozwojowy kształtujący bardzo wiele umiejętności, od fizycznych zaczynając, a na intelektualnych kończąc. Szermierka wyrabia cechy przydatne zarówno podczas walki na planszy jak i w życiu codziennym: wzmacnia poczucie własnej wartości, rozwija myślenie operacyjne oraz zdolność do samodzielnego podejmowania decyzji w krótkim czasie. Szermierka to przede wszystkim ciężka praca i cała masa związanych z tym wyrzeczeń. Czego uczy? Przede wszystkim systematyczności i samodyscypliny, bo chcąc myśleć o robieniu dobrych wyników należy podjąć regularne treningi i podporządkować pod nie swoje życie. Uczy również szacunku do przeciwnika, a także wytrwałości oraz cierpliwości, bo bywa czasem tak, że na widoczny gołym okiem progres czeka się latami.

A czy szermierka to gra, w której pewność siebie zawsze popłaca? Czy czasem, gdy zbytnio uwierzymy w siebie i swoją wygraną, tracimy czujność co do ruchów przeciwnika i przegrywamy za zbyt szybką próżność?

Wiara we własne umiejętności bez wątpienia dodaje odwagi, ruchy w trakcie walki stają się zdecydowane, płynne i bardziej precyzyjne. Najważniejsze, aby zachować w tym wszystkim umiar i nie zlekceważyć przeciwnika, bo zbytnia pewność siebie często bywa zgubna. Należy wierzyć w to, co się potrafi i znać swoją wartość, ale w granicach zdrowego rozsądku.

W naszym kraju dyscyplina ta traktowana jest po macoszemu. Dlaczego tak trudno jest przyciągnąć do niej młode osoby?

W dzisiejszym świecie znacznie trudniej jest nakłonić młodzież (również tę z niepełnosprawnością) do podjęcia treningów. Młodzi ludzie mają to do siebie, że od razu oczekują spektakularnych efektów, a na te w przypadku szermierki należy czasem poczekać długie lata. Z moich obserwacji wynika, że dzieciakom bardziej odpowiadają sporty zespołowe, co niespecjalnie mnie dziwi, gdyż będąc dzieckiem sam chętnie biegałem za piłką. Kupić piłkę do gry jest zdecydowanie łatwiej niż wyposażyć pociechę w kompletny zestaw szermierczy, na który już na starcie trzeba wydać kilka tysięcy złotych. Nie każdego stać przecież na taki wydatek, a szansa, że inwestycja ta okaże się trafiona i dziecko chętnie będzie trenować, obarczona jest dość sporym ryzykiem.

Od dłuższego czasu rywalizacja w szermierce na wózkach toczy się pod dyktando Chińczyków, którzy podczas najważniejszych sportowych imprez zgarniają większość trofeów. Z czego wynika ich dominacja?

Przede wszystkim Chińczycy mają zdecydowanie większe możliwości, jeśli chodzi o wybór zawodników. Ci, którzy posiadają odpowiednie predyspozycje do tej dyscypliny, mieszkają w specjalnych kampusach, gdzie ich rytm dobowy wyznaczają treningi szermiercze. Tam mają możliwość realizowania 2-3 treningów dziennie, którym mogą poświęcić się w pełni. W modelu zmierzającym w kierunku Zachodu, w który wpisuje się również nasz kraj, zawodnicy równolegle łączą sport z pracą bądź studiami. Tylko nieliczni są w stanie w pełni utrzymywać się ze sportu.

Zwycięstwo w Pucharze Świata za każdym razem smakuje wybornie, Piza 2019. Fot. Yuka Fujita

Dimitri Coutya – to nazwisko jest doskonale znane w środowisku szermierczym. Ten 22-letni Brytyjczyk jako jeden z niewielu potrafi odeprzeć atak chińskiej koalicji zawodników. Jakie są jego największe atuty na planszy? Co sprawia, że tak trudno go pokonać?

To znakomity, dysponujący szerokim wachlarzem typowo floretowych zagrań zawodnik, które z powodzeniem potrafi wykorzystać w pojedynkach na szpady. Jest bardzo sprawny, ma też silną rękę. Dodatkowo jest szybki, dynamiczny, uwielbia wiązać oraz robić tzw. wrzutki. Myśli, widzi i reaguje na to, co robi przeciwnik. Taki zestaw cech sprawia, że trudno jest go zatrzymać. Po igrzyskach w Rio de Janeiro zdominował rywalizację w naszej grupie. Zepchnąć go z najwyższego stopnia podium to naprawdę wielka sztuka.

Kolega, który trenuje rugby na wózkach, powiedział mi kiedyś, że szermierka jest sportem ukierunkowanym bardziej na indywidualizm niż współpracę grupową. Zgodzisz się z jego opinią, czy może masz odmienne zdanie na ten temat?

Wszystko zależy tak naprawdę od spojrzenia na tę dyscyplinę. Na co dzień, gdy przygotowujemy się do ważnych zawodów, współpracujemy w grupie. Korzystamy ze wsparcia i pomocy osób będących fachowcami w swoich dziedzinach. Sukces to składowa pracy wielu osób, dlatego podtrzymywanie dobrych relacji z każdą z nich to podstawa. Jeżeli chodzi natomiast o sam moment walki, to w głównej mierze jest to sport indywidualny, a główni bohaterowie tego widowiska to ja oraz siedzący po drugiej stronie przeciwnik. Oczywiście w każdej chwili mogę skorzystać z podpowiedzi trenera, gdy walka nie idzie po mojej myśli, jednak ode mnie samego zależy, jaki będzie jej finał.

Łatwiej walczy Ci się indywidualnie czy w drużynie? Poruszam tę kwestię, ponieważ w drużynówce presja wyniku wydaje się być znacznie większa.

Trudno jednoznacznie stwierdzić, w której konfiguracji walczy się lżej. Każdy pojedynek wymaga maksymalnego zaangażowania i skupienia bez względu na to, czy walczę indywidualnie, czy też w zespole. W przypadku rywalizacji drużynowej odpowiedzialność za końcowy wynik rozkłada się na każde z jej ogniw. W takiej formule zawodów mierzę się również z silniejszymi ode mnie zawodnikami z kategorii A. Moja rola sprowadza się wówczas do tego, aby wygrać z przeciwnikiem równym swojemu poziomowi sportowemu, i jak najmniej stracić w starciu z mocniejszym konkurentem. Jeżeli wygrywam 5:4 z zawodnikiem z kategorii A, jest to znakomity rezultat w perspektywie startów moich kolegów. Jeżeli robię remis albo przegrywam różnicą 1-2 trafień, to dla mojej drużyny również stanowi to korzystne rozstrzygnięcie. Sytuacja ulega natomiast komplikacji, gdy przegram rundę do zera, bo koledzy zmuszeni będą odrabiać za mnie straty. W przypadku pojedynków indywidualnych z przeciwnikiem z kategorii B, remis nie zawsze jest dla mnie satysfakcjonujący, a przegrana nigdy. Porażka, choćby i nawet w dobrym stylu, wciąż pozostaje porażką.

Na planszy dość spora grupa Twoich kolegów na każdą zwieńczoną sukcesem akcję reaguje w sposób żywiołowy. Ty z kolei zachowujesz powściągliwość w wyrażaniu emocji. To taka maska, którą przybierasz na czas walki, aby wyprowadzić rywala w pole? Ile w tym gry aktorskiej, a ile Ciebie?

W pewnym sensie jedno i drugie. Na co dzień nie jestem bardzo wylewny, więc jest to raczej  naturalne zachowanie. W trakcie pojedynku staram się w ogóle nie pokazywać emocji. Przeciwnik czuje się wtedy zdezorientowany, bo nie wie, co dzieje się w mojej głowie, czy walka toczy się po mojej myśli, czy wręcz na odwrót. Im mniej dostaje on takich zwrotnych informacji, które mógłby wykorzystać w bezpośredniej rywalizacji ze mną, tym dla mnie lepiej.

O czym myślisz, gdy zakładasz maskę?

Przede wszystkim staram się osiągnąć taki stan koncentracji, który umożliwiłby mi jak najlepszy start i przebieg walki. Niepokój i nerwy to najwięksi wrogowie sukcesu. Wizualizuję sobie potencjalny przebieg walki z przeciwnikiem, układam w myślach optymalną drogę, która ma dać zwycięstwo. W momencie samej walki skupiam się wyłącznie na tym, co dzieje się tu i teraz. To, co było wcześniej, albo co może wydarzyć się w przyszłości, nie istnieje. Do każdego pucharowego starcia podchodzę tak, jakby był to finał, bo jeżeli przegram, to drugiej szansy nie będzie.

IKS AWF Warszawa to klub o wielkich sportowych tradycjach, w którym na co dzień trenują  sportowcy pełno- oraz z niepełnosprawnością. Co jako zawodnik zyskujesz dzięki takiej opcji?

Współpraca z pełnosprawnymi szermierzami dostarcza nowych bodźców do naszych treningów. Jeżeli mamy możliwość, aby z nimi sparować, to z mojego punktu widzenia jest to bardzo korzystny trening. Otrzymujemy wówczas odmienny asortyment zagrań ze strony przeciwnika, dzięki czemu trudniej nas czymś nowym zaskoczyć podczas zawodów.

Z Michałem Nalewajkiem i Dariuszem Penderem na podium igrzysk paraolimpijskich w Rio de Janeiro. Fot. Robert Szaj/Polska Fundacja Paraolimpijska

Czy przed przyjazdem do stolicy miałeś styczność z szermierką?

Przed wypadkiem nie miałem nic wspólnego z tą dyscypliną. Okazjonalnie śledziłem w telewizji walki szermiercze, ale jakoś szczególnie nie fascynował mnie ten sport. Gdyby nie trener Marek Gniewkowski, którego poznałem w Konstancinie Jeziornej, gdzie uczęszczałem do szkoły z internatem, to pewnie w ogóle bym nie sprawdził tej opcji. Po wypadku przez dwa lata (2004-2006) trenowałem tam szermierkę na wózkach, równolegle łącząc ją z grą w koszykówkę. Później poszedłem na studia, więc szpady poszły w odstawkę. Po kilku latach od zawieszenia broni ponownie poczułem głód do sportu. Długo zastanawiałem się, czy postawić na szermierkę, czy może wybrać zupełnie coś innego.

Ostatecznie wybrałeś szermierkę. Odczuwałeś niepokój związany z powrotem na planszę?

Wręcz przeciwnie, byłem podekscytowany całą tą sytuacją. Obaw praktycznie nie miałem żadnych, bardziej towarzyszyła mi ciekawość, jak spory dystans dzieli mnie od światowej czołówki. Miałem pozytywne wspomnienia z tego okresu, gdy jeszcze trenowałem w Konstancinie. Już wtedy jeździłem na zawody, stosunkowo szybko przywiozłem z nich pierwszy medal. Pewnego dnia stwierdziłem, że jeśli wracać do sportu, to tylko do szermierki. Powrót na planszę po tak długiej przerwie okazał się łatwiejszy niż przypuszczałem. Wszystko poszło zgodnie z planem i po kilku treningach zacząłem po prostu bawić się szpadą. Na mistrzostwach Polski zdobyłem złoto, krótko po tym sukcesie otrzymałem powołanie do kadry narodowej i pierwszy Puchar Świata, który zresztą wygrałem. Mam pełną świadomość, że w sporcie nic nie trwa wiecznie i pewnego dnia nadejdzie taki moment, gdy trzeba będzie zastanowić się, co dalej, bo szybkość i kondycja pozostawiać będą wiele do życzenia. Każdego roku przybywa nowych zawodników, dlatego zamierzam do maksimum wykorzystać swoje pięć minut w tym sporcie.

Na przestrzeni ostatnich sezonów wielokrotnie gościłeś na podium najważniejszych międzynarodowych imprez zarówno indywidualnie jak i w drużynie. Twoja medalowa kolekcja o ten najważniejszy kruszec powiększyła się podczas igrzysk paraolimpijskich w Rio de Janeiro, gdzie wraz z Dariuszem Penderem oraz Michałem Nalewajkiem sięgnąłeś po brąz. Jak zapamiętałeś swój debiut na tej imprezie?

Start na igrzyskach to wyjątkowy moment w karierze każdego sportowca. Troszkę żałuję startu indywidualnego (był siódmy – przyp. red.), który nie do końca potoczył się po mojej myśli. Na pewno była możliwość przywieźć z tych igrzysk również medal w rywalizacji indywidualnej, bo droga do podium była bardzo dobra. Przegrany 12:15 ćwierćfinałowy pojedynek z Francuzem Yannickiem Ifebe przekreślił szansę na dobry wynik. Niepowodzenia indywidualne z nawiązką odbiliśmy sobie z Michałem i Darkiem w rywalizacji zespołowej. W półfinale przegraliśmy z Francuzami, z którymi rok wcześniej biliśmy się w finale o złoto mistrzostw świata, zaś w spotkaniu o brąz wygraliśmy sporą różnicą z ekipą z Grecji.

Naukowo zostało udowodnione, że brązowi medaliści to najbardziej szczęśliwe na podium osoby zaraz po złotych. Które lokaty jako sportowca satysfakcjonują Cię bardziej: drugie czy trzecie?

Zdecydowanie pierwsze 🙂 W sporcie zwycięzca jest tylko jeden, cała reszta to przegrani.

error: Nasze materiały chronione są prawem autorskim! Kopiowanie ich i rozpowszechnianie bez zgody autora zabronione! - paraSPORTOWCY.PL