Dwa brązowe krążki zdobyte przez Lecha Stoltmana (pchnięcie kulą) oraz Joannę Mazur-Dziedzic startującą z przewodnikiem Marcinem Kęsym (bieg na 1500 metrów) to medalowe zdobycze polskich lekkoatletów w porannej sesji startowej drugiego dnia trwających w Nowym Delhi mistrzostw świata.
Polscy kibice, chcąc śledzić poczynania naszej kadry lekkoatletycznej, która do stolicy Indii udała się w 31-osobowym składzie, muszą nastawić się na wczesne pobudki. Różnica czasu między Warszawą a Nowym Delhi wynosi 3,5 godziny, co oznacza, że na pierwsze poranne starty należy wstawać jeszcze przed szóstą. Ci, którzy nastawili dziś budziki, nie czuli się rozczarowani, a występy Biało-Czerwonych postawiły ich na nogi lepiej niż najmocniejsza kawa. Z samego rana czekały nas bowiem dwa finały z udziałem Polaków i oba zwieńczone zostały lokatami na podium.
Medalowy dorobek Biało-Czerwonych powiększyła Joanna Mazur-Dziedzic, którą od tego sezonu można oglądać na bieżni z przewodnikiem Marcinem Kęsym. Do walki na dystansie 1500 metrów (T11) zgłosiło się sześć duetów, więc od razu rozgrano finał, do którego 35-letnia Polka przystąpiła jako mistrzyni świata z 2017 roku. Tuż po wystrzale startera na prowadzenie wysforowała się Peruwianka Neri Roxana Mamani Quispe wspierana przez przewodnika Aldo Milagro Cusi Huamana. Ich przewaga nad rywalami rosła z każdym metrem. Mazur-Dziedzic i Kęsy konsekwentnie realizowali swoje założenia taktyczne i biegnąc w swoim tempie, trzymali się grupy pościgowej. Decydująca batalia o najlepszą trójkę miała miejsce na ostatniej prostej. Duet z Peru nieco już opadł z sił, ale nie na tyle, aby ktokolwiek tego dnia był w stanie ich wyprzedzić. Złoty medal i mistrzostwo świata przypieczętowali rezultatem 4:59,93. Tuż za nimi ze stratą 0,73 s na mecie zameldowali się biegacze z Kenii, Nancy Chelangat Koech z przewodnikiem Geoffreyem Kiplangatem Rotichem. Nasi zawodnicy finiszowali na trzeciej lokacie, tracąc do zwycięzców 1,34 s.
Równolegle z biegiem Polaków na stadionie lekkoatletycznym toczyła się pasjonująca walka o medale w pchnięciu kulą mężczyzn (F55). W nim mieliśmy dwóch naszych reprezentantów, a największe nadzieje pokładaliśmy w występie Lecha Stoltmana, który w specjalności tej jest trzykrotnym brązowym medalistą igrzysk paralimpijskich (Rio de Janeiro 2016, Tokio 2021, Paryż 2024). 40-latek swoje próby oddawał jako drugi w kolejności. Wszystkie pchnięcia miał mierzone – w trzeciej osiągnął równe 12 metrów, a w czwartej dołożył do tego wyniku jeszcze dwa centymetry, co pozwoliło mu objąć prowadzenie w konkursie. Długo jednak nie cieszył się z liderowania, ponieważ startujący z numerem czwartym Bułgar Ruzdhi Ruzdhi od razu wyprowadził mocną kontrę. Wielokrotny mistrz świata i mistrz igrzysk paralimpijskich trzykrotnie poprawiał w finale swój rekord świata, od 12,72 m w trzeciej serii do 12,94 m w serii piątej, dokładając tym samym do swojej kolekcji kolejne złoto. Lecha Stoltmana na trzecie miejsce ostatecznie zepchnął Serb Nebojsa Durić, który tytuł wicemistrza świata okrasił nową życiówką wynoszącą 12,52 m. Dziewiątą pozycję w dziesięcioosobowej stawce zajął natomiast Damian Ligęza, kończąc zmagania z rezultatem 10,92 m.
W sesji wieczornej (w Polsce będzie wczesne popołudnie) czekają nas aż trzy finały z udziałem reprezentantów Polski. We frame runningu na 400 metrów (T72) wystartują Magdalena Andruszkiewicz, Zofia Kałucka, Piotr Siejwa i Wojciech Kukiełka. W sprinterskich zmaganiach 100 metrów (T38) o medal powalczy z kolei Bartosz Sienkiewicz.
_____
Zdjęcia: Bartłomiej Zborowski/Polski Związek Sportu Niepełnosprawnych START