Piotr Iwanicki, wielokrotny mistrz świata w tańcu na wózkach, będzie jedną z głównych postaci artystycznego show, które już w środę 28 sierpnia obejrzą setki miliony widzów na całym świecie. O tym, jak znalazł się w najbardziej elitarnym gronie, rozmawiała z nim Paulina Malinowska-Kowalczyk.
Paulina Malinowska-Kowalczyk: Zdradzamy tajemnicę?
Piotr Iwanicki: Zdradzamy.
Co będziesz robił w środę 28 sierpnia wieczorem?
Pomiędzy godziną 20:00 a 23:30 będę brał udział w części artystycznej ceremonii otwarcia igrzysk paralimpijskich w Paryżu. Czeka nas duży spektakl na łącznie około 160 osób. Będzie to historia mówiąca o tolerancji, kontaktach między środowiskiem osób sprawnych i niepełnosprawnych, oczywiście wszystko będzie okraszone tańcem. Jestem w głównej grupie liczącej sześć osób, inaczej ubranych i bardziej widocznych.
Jedną z sześciu najważniejszych osób części artystycznej. Wielka rzecz.
Mamy swoje momenty, będziemy widoczni w zbliżeniach na kamerach. Jest to ogromne wyróżnienie.
Jak polski widz będzie mógł cię rozpoznać?
W pierwszej części będę miał granatowe spodnie i jasno-niebieską koszulę – jako jedyny. To będę ja – później można mnie już rozpoznawać po twarzy.
Jesteś utytułowanym tancerzem, wielokrotnym zdobywcą tytułów mistrza świata, Europy, występujesz w pokazach tańca na całym świecie od Stanów Zjednoczonych przez Europę po Azję, ale powiedz, kto wpadł na pomysł, by akurat ciebie zaangażować jako artystę ceremonii otwarcia igrzysk.
Szukano osób, które zajmują się tańcem na wózkach, przeglądano nagrania video w sieci i napotkano moje filmiki. Spodobały się moje choreografie, jakość ruchu, poczytali o mnie i skontaktowali się ze mną.
Odbierasz telefon i pada propozycja nie do odrzucenia?
Pierwszy był mail od nieznanej organizacji, po którym trudno było się domyślić, że chodzi w ogóle o igrzyska, choć francuska nazwa w stopce pozwalała przypuszczać, że coś może być na rzeczy. Potem była rozmowa video, poznałem choreografa, wszystkich ludzi, dowiedziałem się, że chodzi o otwarcie igrzysk. To była wielka radość i zaskoczenie. Po tylu latach tańczenia nie spodziewałem się, że będzie mi dane wystąpić na tak wielkiej imprezie. Czym innym jest pokaz tańca nawet na największym turnieju, a czym innym pokazanie się wobec blisko trzystumilionowej widowni na całym świecie.
Co poczułeś, gdy zdałeś sobie sprawę, że chodzi o ceremonię otwarcia?
Byłem w szoku. Zacząłem pytać: jak mnie znaleźliście, skąd ten pomysł, dlaczego ja? Odpowiedzieli, że ich uwagę przykuło zwłaszcza video Pliancy. Choreografię do tego układu miałem zrobioną w Stanach Zjednoczonych. Jej autorem jest jeden z najlepszych choreografów na świecie Philip Chbeeb, on był twórcą i pomysłodawcą, choć część ruchów tworzyliśmy wspólnie z tancerką.
Z kim tańczysz w tym video?
Z Marisą Hamamoto, która jest założycielką organizacji Infinite Flow. Zatańczyliśmy kilka układów, które stały się potem viralowe. Zwrócono także uwagę, że tańczyłem w teledysku Khalida, to bardzo znany wykonawca w Stanach. Kiedy powiedzieli „ceremonia otwarcia” i kiedy do mnie dotarło, że będzie tylko sześć osób na wózkach, bo reszta to sprawni, to wtedy zdałem sobie sprawę, jaki to jest kaliber, że muszę zmienić plany wakacyjne i postawić wszystko na jedną kartę.
Jak wyglądają przygotowania do tego rodzaju występu?
To długa i żmudna praca.
Uchyl nam rąbek tego, co się dzieje „od kuchni”?
Sama choreografia powstawała od listopada ubiegłego roku, my zostaliśmy zaproszeni do udziału w projekcie w maju i od maja pod Paryżem zaczęły się tygodniowe, a potem dwutygodniowe treningi i próby. Ćwiczymy na terenie Disneylandu, bo tam najłatwiej było nas ukryć. Tańczymy pod dużym balonem, takim rodzajem namiotu, mamy dach nad głową, a miejsce jest na tyle duże, że pozwoliło na odwzorowanie docelowej sceny. Ceremonia odbędzie się na Placu Concorde obok Champs Elysèes, wybudowane są trybuny. Mamy obrys całości pozaznaczany taśmami, rampy są oznaczone, czerwone taśmy zaznaczają teren, którego nie możemy przekroczyć, bo wózki nie przejadą albo są schody. Teren mamy płaski, ale wszystko jest zaznaczone, żeby przyzwyczajać się jak będzie w miejscu docelowym. Wszystko odbywa się bardzo szybko i musieliśmy mieć rzeczywistą wielkość sceny, żeby wiedzieć jak szybko dojedziemy.
Skąd jest pozostała piątka wybranych?
Dwie dziewczyny są z U.S.A., jedna z Izraela, dwie osoby z Belgii. Ja, Izraelka i Belgijka jesteśmy z tańca towarzyskiego, Amerykanki tańczą Hip-Hop, a Belg z tańca współczesnego.
Wszyscy na wózkach?
Tak.
Jak wygląda praca pomiędzy głównym choreografem, a osobami na wózku? Czy wszystkie jego pomysły da się zrealizować?
I tu jest moja druga rola. Poza tym, że jestem uczestnikiem, tancerzem części artystycznej, to jestem także konsultantem. Współpracuję z głównym choreografem i przekładam jego zamysł na „wózki”, czyli co można zrobić, bo on nigdy nie pracował z osobami na wózkach, nie znał możliwości ani systemu pracy. Najbardziej intensywny był ten pierwszy tydzień, teraz mamy już wszystko poukładane.
Czym się różni przygotowanie takiego pokazu od tych, które do tej pory robiłeś?
To ogromne przedsięwzięcie z ogromną grupą ludzi. Mamy do czynienia z pochodniami z ogniem. Stopień zabezpieczenia treningów wymaga stałej obecności ekipy od efektów specjalnych. Mamy zabezpieczone włosy i ubrania. Jesteśmy blisko siebie i przejeżdżanie osób na wózkach obok osób z żywym ogniem na wysokości twarzy musi być przećwiczone. To także ogromna rzecz pod względem przygotowań, tworzenia choreografii. Jednak praca z taką dużą liczbą osób, to największa różnica. Na zwykłym pokazie jestem tylko ja z partnerką. Jeszcze jedno: intensywność przygotowań. Z partnerką mogę poćwiczyć trzy godziny i przyjść następnego dnia, a tutaj od poniedziałku do soboty po dziewięć godzin dziennie z małymi przerwami.
To się nazywa harówka.
Przez pierwszy tydzień zmieniałem koszulkę cztery razy w ciągu dnia. Wyzwaniem było spakowanie się na dwa tygodnie. Zaprzyjaźniłem się z pralnią w hotelu.
Wasz występ to także strój i makijaż. Czy o te elementy także zadbano?
Francja to kolebka mody. Zatrudniono znanego projektanta, który w pracy zawsze jest w jakimś wyszukanym stroju. Na przykład kupuje podkoszulek, odcina ramiączko, przyszywa z drugiej strony i jest design. Nasze stroje on wymyślał, ale wspólnie je przegadaliśmy, jak on to widzi i czy my to akceptujemy.
Czy strój koresponduje z opowieścią, która będzie wyrażona tańcem?
Tak – jest fragment nastawiony na sport i jego atmosferę, jest fragment stricte nastawiony na pokazanie relacji między osobami sprawnymi i niepełnosprawnymi, dotykający błędów w zachowaniu.
Taneczny savoir-vivre wobec osób z niepełnosprawnościami?
Coś w tym stylu. Jest też fragment z pochodniami, ostatni, ale w nim strój to raczej wynikowa bezpieczeństwa.
Ile razy się przebieracie?
Trzy razy, ale raz pozbywamy się części garderoby. W sumie mamy cztery różne sety.
Makijaż?
Tylko dla niektórych. Ja akurat się nie maluję.
Rozmawiamy na kilka dni przed ceremonią otwarcia. Śni ci się to?
Siłą rzeczy tak. Intensywność pracy sprawia, że treningi się śnią po nocach. Kawał serducha trzeba zostawić, to jest duży wysiłek i czasami są ryzykowne fragmenty, które zostają w głowie. Ćwiczyliśmy do tej pory pod dachem poza fragmentami z ogniem, pytanie więc jaka będzie pogoda w dniu otwarcia igrzysk.
A potrafi spłatać figla.
Co widzieliśmy na ceremonii otwarcia igrzysk olimpijskich. Jeżeli spadnie deszcz, to będzie…
Mokro! To jeszcze powiedz jaka jest największa ciekawostka tego występu?
Jazda na fortepianie.
Czyli?
Mamy atrapy fortepianów w skali 1:1 i ja będę „ujeżdżał” jeden z nich, a jedna z dziewczyn będzie na drugim. Jednocześnie fortepian jest pchany przez osiem, dziewięć osób.
A ty się kręcisz?
Nie, ale samo utrzymanie się na tym fortepianie podczas pędu, bo fortepian ma rozpędzić 150 osób skupionych w jednej grupie, to jest wyzwanie. O ile można się utrzymać na powierzchni suchej to nie wiadomo, jak będzie przy powierzchni mokrej.
Jest ryzyko, jest zabawa.
Fortepian driftuje, wchodzi bokiem i fizyka mówi, że jeżeli on będzie siłą odśrodkową wypychany to ja także. A to, że będę wciskał hamulec w wózku sprawi, że ta powierzchnia będzie żyła swoim życiem. Na pewno będzie ciekawie.
Czyli modlimy się o słoneczko.
Zdecydowanie tak.
A co było dla ciebie najtrudniejsze?
Mimo, że miałem kiedyś podstawy baletu, chodziłem na lekcje jazzu, w Stanach ćwiczyłem popping i hip-hop, to największym wyzwaniem było to, że zacząłem z tańcem współczesnym dopiero w 2017 roku. To jest zupełnie inny rodzaj ruchu, a podstawy jednak mam z tańca towarzyskiego, zwłaszcza latynoamerykańskiego. Wrzucony na głęboką wodę w Paryżu musiałem tańczyć choreografię, gdzie na przykład mamy sekcję bokserską, co w żaden sposób się nie łączy z tańcem, aczkolwiek oprawa muzyczna i jak się ta część rozwija, będzie na pewno bardzo fajnym widowiskiem. Dla mnie fragmenty, które są nienaturalne były najtrudniejsze i trzeba było nad nimi mocno pracować.
Ceremonia to zwykle wielka tajemnica. Jak organizatorzy dbają o to by informacje o niej „nie wyciekły” poza tym, że z pewnością podpisałeś klauzulę o dochowaniu poufności wydarzenia?
Stosowane są dodatkowe środki bezpieczeństwa. Mamy przejście przez tzw. bramki, nie wolno nam wnosić „zbędnych” przedmiotów, czyli na przykład telefonu, którym można robić zdjęcia lub nagrać filmiki. Musimy chować telefony do specjalnej folii, która przykrywa przedni i tylni aparat, żeby nie dało się nic nagrać. Kiedy wychodzimy obsługa zdejmuje folię i sprawdzają, czy nie była otwierana.
Były jakieś przecieki?
Były i część rzeczy, które zostały wymyślone i stworzone zostały wycięte.
Tym bardziej dziękuję, że uchyliłeś choć rąbka tajemnicy. Jeszcze raz gratuluję, trzymam kciuki za przyspieszone bicie serca przed i za radość po. I krótko mówiąc – nie możemy się doczekać, żeby cię zobaczyć.
Dzięki.
____
Fot. główne: prywatne archiwum Piotra Iwanickiego