Witold Skupień zajął piąte miejsce po dramatycznej walce w biegu na 20 km stylem klasycznym. W pewnym momencie zaledwie 0,4 sekundy dzieliło go od upragnionego podium, ale w końcówce zabrakło mu sił, żeby dogonić rywali.
– Walczyłem, starałem się, ale troszeczkę brakło. Uszarpałem się na tych pierwszych dwóch kółkach, przez co na dwóch ostatnich opadłem z sił i narty nie chciały już ze mną współpracować. Bardzo żałuję, bo to był mój docelowy start na igrzyskach. Chciałem zwieńczyć karierę medalem. Cóż, zostały dwa starty techniką łyżwową, która mi w tym sezonie nie idzie. Ale na pewno będę gryzł śnieg, żeby wygrać – mówił za metą zawiedziony Skupień.
Dodał, że absolutnie nie chce zwalać porażki na karb wyłącznie śniegu, choć istotnie jest on bardzo specyficzny. – Podobno Chińczycy trzymają go tu już od dwóch lat. Trudno trafić ze smarem. W dodatku wczorajszy smar z treningu zupełnie nie przekładał się na dzisiejsze warunki. Na pewno gospodarze pod tym względem mają nad nami przewagę, także z powodu nieograniczonego budżetu. Cały rok startują na śniegu, nie jak reszta stawki na rolkach – mówi Witek.
Dwaj Chińczycy Jiayun Cai i Mingyang Qiu, którzy przybiegli przed Polakiem, w połowie stawki wymienili narty. Witek też miał przygotowaną parę do zmiany, ale nie skorzystał.
– Nie zdecydowałem się, bo wtedy akurat odrabiałem straty. A potem już uszarpałem się i byłem za bardzo zmęczony. Generalnie na tej trasie nie byłem w stanie biec tak, jak lubię, czyli długa jazda na narcie. Zamiast tego trzeba było „dziubać”, a ja jestem masywny gość, ze swoimi 80 kg jestem na to za ciężki. I za to zapłaciłem – tłumaczył.
Wygrał Japończyk Taiki Kawayoke, z którym Witek wielokrotnie wygrywał. – Ale on właśnie jest stworzony do „dziubania”, mały, lekki i zwinny. To mistrz świata z 2019 roku, gdzie ja byłem czwarty – mówi Skupień.
– Po drugim kole krzyczałem do Witka, żeby zamiast zmieniać narty ruszył, bo strata się zmniejsza. I on ruszył, tylko że za bardzo szarpnął i organizm za to zapłacił. Będziemy analizować czy to wina nart, zmiany warunków – mówił głosem ochrypłym od dopingu trener Wiesław Cempa.
Rzeczywiście na dwóch ostatnich kółkach wyszło słońce, przez co narty nie chciały już tak jechać. Skupień na zjazdach dojeżdżał nawet siedem metrów bliżej niż na pierwszym kole.
Asystentka trenera kadry, Ewelina Marcisz jest przekonana, że decydujący był sprzęt. – Nie mówię tego, żeby się usprawiedliwiać, że złej baletnicy przeszkadza rąbek u spódnicy. Po prostu widać było, że narty bardzo słabo mu jadą, poślizg był kiepski. Tak jak mu krzyknął trener, chcąc walczyć o meda,l musiał ruszyć. Wóz albo przewóz. Niestety na tym starym, sztucznym śniegu nie dało się. Jako zawodniczka raz jeden zeszłam z trasy, ale tu na tak trudnej trasie też nie dałabym rady dobiec na tym sprzęcie. Męka – mówiła Marcisz, olimpijka z Pjongczangu.
– Fizycznie czułem się silniejszy niż w styczniu, kiedy zajmował drugie miejsce na mistrzostwach świata w Lillehammer. Tu zabrakło mi do podium minuty, co na 20 km jest śmieszną stratą – stwierdził Skupień.
Marcisz cieszyła się, że to minuta straty, a nie 0,4 sekundy jak z trasy, bo to załamałoby Witka, a tak będzie się czuł zmotywowany. – I jestem bardzo zmotywowany, ale i rozwalony, bo miał być medal, przygotowywałem się do tego startu od czterech lat. W łyżwie bardzo zmniejszono nam handicapy, dla zawodników biegających bez kijów. Ciężko będzie pokonać zawodników z kijami. Ale na pewno powalczę – obiecuje.
– Żałujemy, bo było blisko. Po srebrze Witka na mistrzostwach świata liczyliśmy, że to powtórzy. I byłby medal gdyby nie dwaj Chińczycy, którzy na igrzyskach w Pekinie dominują praktycznie w każdej dyscyplinie i konkurencji. Zaskoczyło nas to, bo ich nie znaliśmy, nie startowali w tym sezonie. Wiedzieliśmy, że u siebie będą bardzo groźni, ale nie że aż tak – stwierdził trener Cempa.
Na pewno całej ekipie biegaczy polskich biegaczy pomoże przybycie Krzysztofa Plewy, którego w Polsce zatrzymał pozytywny wynik na covid, ale już jest w drodze do Pekinu. Plewa jest – jak to się mówi w środowisku piłkarskim – atmosferixem kadry, jak nikt potrafi wprowadzić pozytywną atmosferę. – Człowiek się uśmiecha na sam jego widok. Jesteśmy bardzo zżyci i nie możemy się doczekać. Szykujemy mu specjalne powitanie – mówi Skupień.
Zmagania paraolimpijczyków można oglądać na antenach sportowych Telewizji Polsat, która jest oficjalnym nadawcą Igrzysk Paraolimpijskich.
*****
Paulina Malinowska-Kowalczyk, Michał Pol, Zhangjiakou
Fot. Bartłomiej Zborowski/Polski Komitet Paraolimpijski