Iweta Faron. Fot. Bartłomiej Zborowski/Polski Komitet Paraolimpijski

Uśmiechy i alchemia, czyli dobry występ Faron i Skupnia w sztafecie na koniec igrzysk

Szóste miejsce zajęła polska sztafeta mieszana, w której składzie na dwóch zmianach pobiegli Iweta Faron i Witold Skupień. Przegrali tylko ze światową elitą i za metą, z wymalowanymi na twarzy biało-czerwonymi flagami, wreszcie byli uśmiechnięci.

Ja się cieszę głównie dlatego, że to koniec i wreszcie wracam do domu! – śmiała się Iweta. – Tylko trochę żartuję, bo te igrzyska strasznie dały mi w kość. Wszystko co mogło pójść nie tak, poszło nie tak. No przynajmniej dziś, na sam koniec wszystko zagrało, bieg, śnieg, dobrze nasmarowana narta wreszcie szła jak trzeba – mówiła Iweta.

Polecieliśmy dziś wszystko, co mieliśmy. Ja wreszcie odżyłem dzięki technice klasycznej. Dwa poprzednie starty łyżwą to była mordęga na tym śniegu. Dziś mieliśmy idealne narty, twarde warunki, które nam pasują – dodał Witek, który biega bez kijów.

Oboje przyznawali, że nastawiali się raczej na walkę o siódme miejsce. Szóste to dla nich miłe zaskoczenie. – Rywale mieli naprawdę bardzo silne składy, aż się zastanawialiśmy jak się zmieścili w punktach (handicap niepełnosprawności w sztafecie nie może przekraczać 335 pkt). W zwycięskiej sztafecie USA pobiegło kilku multimedalistów – Oksana Masters (to jej szósty medal w Pekinie 2022 i trzeci złoty), Sydney Peterson (trzy medale), Daniel Cnossen i niedowidzący Jake Adicoff na ostatniej zmianie, który zdobył tu już dwa srebrne krążki – mówili.

To pierwszy taki przypadek, żeby Iweta z Witkiem we dwójkę sformowali sztafetę i biegali po dwie zmiany. – W styczniu na mistrzostwach świata w Lillehammer pobiegłem dwa razy w sztafecie, żeby pomóc kolegom w zdobyciu stypendium. Powalczyłem wtedy z zawodnikami z kijami i nawet nieźle mi poszło, więc trener postanowił zaryzykować i tutaj tylko z Iwetą – mówił Skupień.

Dodał, że gdyby jednak trener Wiesław Cempa wystawił ich w sztafecie open biegnącej dwie godziny później, z niedowidzącym Piotrem Garbowskim, jak wcześniej planowali, powalczyliby najwyżej o 11. miejsce. W okolicach 12:00 robi się już bardzo ciepło i ciężki Witek ugrzązłby w mokrym śniegu. – Choćbyśmy miodem narty posmarowali, nie da się tam wykręcić dobrego wyniku – mówił Skupień.

My byśmy Piotrka z otwartymi rękami i całym sercem przyjęli do sztafety mieszanej, gdyby tylko pozwalały na to punkty. Niestety we trójkę mielibyśmy ich za dużo. A wymóg jest taki, że w mieszanej musi startować przynajmniej jedna dziewczyna – tłumaczyła Iweta.

Jeszcze dzień wcześniej zawodniczka Obidowca Obidowa była tak zła na cały świat po kolejnym pechowym występie (wcześniej doznała zatrucia pokarmowego, zaciął jej się też karabinek), że aż napomknęła o kończeniu kariery.

Wiadomo, że byłam w nerwach. Dziś też byłam, tylko umiałam je przełożyć na występ. Ale nadal nie ochłonęłam do końca i przemyślę sobie wszystko, jak wrócę i odpocznę – stwierdziła.

Jestem z nich dziś bardzo zadowolony. Właściwie to cały czas byłem, bo widzę ile pracują, ile wysiłku wkładają w przygotowanie, muszę ich aż hamować. Tyle, że mieli strasznego pecha – mówił trener kadry biegowej Wiesław Cempa.

Wyjaśniał, że pech Witka polegał na tym, że sztab długo nie był w stanie dobrać smaru do tego sztucznego, starego śniegu. Ponieważ Witek startuje bez kijów, trzeba mu takiego smaru, który będzie blokował nartę podczas podbiegu i jednocześnie niósł ją podczas zjazdów.

W Europie, Kanadzie na normalnym śniegu nie było z tym problemu. Zdobył przecież srebrny medal mistrzostw świata w Norwegii. Aż rywale nas podpytywali, czemu tak śmiga. A tu tak naprawdę dopiero dziś wyszło idealnie. To czysta alchemia, próbowaliśmy wszystkich połączeń – mówił Cempa pokazując walizeczkę wypełnioną setką tubek ze smarami.

Ech, gdyby miał takie narty, jak dziś, w klasyku na 20 km to pewnie byłby medal! Nie mogę odżałować tamtego piątego miejsca, bo fizycznie byłem w formie na srebro – złotego Japończyka bym nie przegonił, ale resztę stawki tak. Niestety wtedy narty niosły na 40 procent tego, co dzisiaj. Strasznie mnie to boli, ale to też wielka lekcja dla nas i dla całego sztabu – mówił Witek.

Dodał, że wolałby już nie zdobywać w styczniu tego srebrnego medalu MŚ w Lillehammer, bo może on nas wszystkich uśpił. – Pokonałem wtedy w stawce także silnych Rosjan, których tu nie ma, więc naprawdę obiecująco.

Skupień dodał, że był to jego ostatni występ na igrzyskach paraolimpijskich. Za cztery lata w Cortinie d’Ampezzo raczej na pewno nie wystartuje. Ale nie kończy jeszcze kariery. Chce bronić medalu na przyszłorocznych mistrzostwach świata w szwedzkim Oestersund, bo zawsze mu się tam dobrze biegało w tamtych warunkach. A poza tym zawsze rok po igrzyskach ma najlepsze wyniki.

Wiele też zależy od dalszej współpracy z trenerem Cempą i trenerką Eweliną Marcisz. Nie znamy ich decyzji co do przyszłości, natomiast oboje z Iwetą bardzo sobie chwalimy współpracę i bardzo chcielibyśmy ja kontynuować – podkreślił Skupień.

Dodał, że zrobi wszystko, żeby wybić Iwecie z głowy wszelkie wątpliwości co do kontunuowania kariery. – Zawsze powtarzam, że ta dziewczyna ma największy talent do biegania na świecie ze wszystkich osób, jakie widziałem w sporcie niepełnosprawnych. Nie mówię tego z kolesiostwa czy coś, to obiektywna opinia. Pamiętam ją sprzed czterech lat kiedy była kluseczką. Teraz straciła kilogramy, jest wytrenowanym, świetnym zawodnikiem. Wierzę, że dokona na igrzyskach paraolimpijskich tego, co mnie się nie udało – zdobędzie medal. Tu dopadł ją pech, ale też zyskała mnóstwo doświadczenia. Ale jest na najlepszej drodze i tego jej życzę – stwierdził Skupień.

*****

Paulina Malinowska-Kowalczyk, Michał Pol, Zhangjiakou

Fot. Bartłomiej Zborowski/Polski Komitet Paraolimpijski

error: Nasze materiały chronione są prawem autorskim! Kopiowanie ich i rozpowszechnianie bez zgody autora zabronione! - paraSPORTOWCY.PL